Jedziemy do Nowej Zelandii

Od kilku miesięcy dojrzewamy do tego wyjazdu. Łazimy po Internecie, czytamy książki, rozmawiamy z tymi, którzy tam byli, albo którzy jeszcze tam są. Ciągnie mnie do Nowej Zelandii kilka spraw.

Na przykład taką sprawą jest Karolina, moja przyjaciółka, sąsiadka i towarzyszka imprez z czasów nastoletnich. Trzy lata temu przeprowadziła się z mężem i dziećmi nieopodal Wellington i od tego czasu obserwuję, jak wszyscy po kolei ją odwiedzają. Wszyscy, tylko nie ja. Poza tym śledzę też, jak Karolina staje się naprawdę niezłym fotografem-portrecistą (tutaj jej stronka). Im bardziej się przyglądam jej zdjęciom, tym bardziej mam ochotę ją znowu zobaczyć i obejrzeć na własne oczy te wspaniałe scenerie, które służą za tło jej zdjęciom.

Poza tym obejrzałam sobie wystąpienie Douglasa Adamsa (tutaj), wzruszyła mnie historia przepełnionej ufnością do Świata papugi kakapo, która nigdy nie nauczyła się latać, zwykła sobie spacerować i składać jaja wprost na ziemi. Zwyczaj ten stał się dla niej problemem odkąd Biały Człowiek przywiózł do Nowej Zelandii łasice i gronostaje. Miały one ponoć zmniejszyć populację królików, ale szybko stwierdziły, że po co uganiać się za królikami, skoro Świat jest pełen nie podejrzewających niczego nielotów. Od kilkudziesięciu lat ludzie usiłują rozpaczliwie odbudować populację kakapo – obecnie jest ich około 120 i niedawno ponoć znowu zaczęły znosić jajka. Ludzie łapią je i przewożą na kolejne wyspy, na które nie udało się jeszcze przedostać łasicom, a rozjechanie łasicy w Nowej Zelandii stało się podobno aktem obywatelskim. Chcę pojechać do kraju kakapo!

W jakimś przewodniku wyczytałam, że w Nowej Zelandii jest parę ciekawych szlaków do przejścia. Są Great Walks, czyli długie trasy piesze utrzymane starannie jako wizytówka parków narodowych takich jak Tangariro, Fiordland, czy Abel Tasman. Jest też kilka miejsc, które wyglądają, jakby wystarczyło po prostu usiąść i zostać. Zrobiłam sobie wirtualną wycieczkę po zdjęciach Google Maps i zagwiazdkowałam całą Nową Zelandię tak, że prawie jej spod tych gwiazdek nie widać. Mamy 3 tygodnie, więc wszystkiego zobaczyć się nie uda, jeśli ta wycieczka ma pozostać przyjemnością. A im bliżej do wyjazdu – a został już tylko tydzień – tym bardziej mam ochotę po prostu tylko tam być i sobie patrzyć.

CaptureNZ

No bo jest jeszcze jeden powód podróży, ale to taki od serca. Oboje z Laurentem już po prostu nie możemy patrzeć na ekrany komputerów w naszych biurach. Musimy, po prostu musimy się od tych komputerów oddalić tak daleko jak to tylko możliwe, a tak się składa, że trudno znaleźć na Ziemi bardziej oddalone od Francji miejsce, niż Nowa Zelandia. Tak więc kupiliśmy bilety chińskich linii, wyżebraliśmy urlopy w pracy, załatwiliśmy sobie międzynarodowe prawa jazdy, pozaklepywaliśmy schroniska i przejazdy, wyznaczyliśmy trasę – wszystko to kosztowało sporo czasu spędzonego nad Internetem, oraz trochę z tym związanej frustracji, którą neutralizowaliśmy na bieżąco przy pomocy Martini z limonką. Teraz zostało tylko spakowanie plecaków i wiuuuu. Za tydzień o tej porze powinniśmy już być gdzieś nad Chinami 🙂

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *