Nantes – miasto parków i steam punk

Od pewnego czasu mieszkam w Nantes. Przed wprowadzeniem się tutaj nie słyszałam o tym mieście zbyt dużo, Anglik, który do mnie zadzwonił proponując mi tutaj pracę, nie potrafił nawet sobie przypomnieć jego nazwy. Wiedział tylko, że chodzi o północno-zachodnią Francję.

A mówimy tu o szóstym pod względem wielkości mieście we Francji. Pod wieloma względami przypomina mi mój rodzimy Szczecin. Na przykład:

  • Była tu stocznia, chociaż niestety niewiele z niej pozostało.
  • W związku z istnieniem stoczni i statków, wszyscy myślą, że miasto to leży nad morzem. A wcale nie leży i wiedzą o tym wszyscy, którzy tkwili w korkach podczas dojazdów na weekendowe wypady na plażę.
  • Zamiast plaży miasto dysponuje bardzo przyjemną rzeką oraz jej dopływami i odnogami – jeśli je się zna, można sobie zorganizować bardzo przyjemne weekendy, używając do tego jedynie przy pomocy roweru.
  • W obu miastach jest mnóstwo parków.
  • Oba miasta są wybudowane na  ludzką skalę. Niby jesteśmy na prowincji, a jednak całkiem sporo się dzieje.

Obręcze wzdłuż brzegu Loary w Nantes

Krzywe kamienice w Nantes

 

Jest też kilka zupełnie odrębnych, nieszczecińskich powodów dla których lubię tu mieszkać.

Po pierwsze, miasto to jest świetnie przystosowane do jazdy rowerem – kilka ulic jest nawet tak urządzonych, że rowery jeżdżą środkiem ulicy, a samochody czają się nieśmiało po bokach. Wielu rodziców dowozi swoje pociechy do przedszkoli rowerami – dzieciaki mają frajdę siedząc w specjalnych, osłoniętych od deszczu przyczepach. Wszędzie jest w miarę płasko, więc do pracy można dojechać bez potrzeby prysznica i totalnego re-makijażu.

Po drugie, w Nantes został stworzony świat na pograniczu tworów wyobraźni Juliusz Verne’a i wynalazków Leonarda Da Vinci. Chadzają tu stwory stworzone ze stali, drewna i duszy, w stylu steampunk. Można odbyć spacer na grzbiecie olbrzymiego słonia, bez wyrzutów sumienia, że narusza się prawa zwierząt. Można pokręcić ogonem morskiego potwora, kręcąc się na bajecznie wielkiej karuzeli. Są też coraz to nowe projekty: mrówka-gigant, drzewo do odbywania niedzielnych spacerów, czaple wzlatujące ponad to drzewo. A to wszystko na terenie byłej stoczni. Dla ciekawych, polecam stronę Les Machines de l’île. Czasami teatr Royal de luxe, wypuszcza w miasto olbrzymie marionetki, poruszane nie, jak klasyczne marionetki, siłą palców, tylko siłą dziesięciu silnych facetów, ciągnących za niemal okrętowe liny. Zarówno przed słoniem, jak i przed olbrzymami dorośli ludzie rozdziawiają gęby i mentalnie cofają się do wieku dziecięcego. Dokładnie taki cel chcieli osiągnąć designerzy marionetek: dzieci mają przed sobą Świat dorosłych, który ich przerasta, wszystko jest cztery razy większe. Postawcie przed dorosłym kogoś czterokrotnie większego niż on sam i automatycznie wrócą mu wspomnienia z dzieciństwa, wraz z poczuciem maleńkości wróci zachwyt odkrywania wszystkiego co nowe.

Smok w wydaniu Royal de Luxe w Nantes

Słoń mechaniczny symbol Nantes

Olbrzymy na ulicach nantes royal de luxe

Poza tym z Nantes właśnie pochodzą herbatniki petit beurre, czyli po polsku petitki. Tutaj też można spotkać autobus wbity ozdobnie w ścianę budynku, piękne szklarnie w Jardin des Plantes. Tutaj jest gniazdo, czyli widokowa kafejka „le Nid” na szczycie wieżowca, gdzie można sobie usiąść w jajecznym foteliku, u boku wielkiej mamy-bociana. Co tu dużo mówić, przyjeżdżajcie do Nantes 🙂

Bocian w barze gniazdo na szczycie wieżowca tour de Bretagne w Nantes

Wieża LU w Nantes

Szklarnia w parku Le jardin des Plantes w Nantes

Graffiti i autobus wbity w budynek stereolux w Nantes

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *