Les Calanques – mój osobisty raj

W listopadowy szary dzień naszła mnie ochota na coś niebieskiego. W ostatnim poście pisałam o Marsylii,  mieście pod wieloma względami skomplikowanym, ale jednak niewątpliwie słonecznym. Jest takie miejsce w Marsylii, w którym dochodziłam do wniosku, że warto jednak było pojechać do tej Francji i że ogólnie rzecz biorąc, warto żyć. Chodzi o les calanques, przez Polaków nazywane kalankami, czyli coś w rodzaju prowansalskich fiordów. Tyle że fiordy, to gatunek, który kojarzy się z zimnymi, skalistymi terenami, takimi jak np. Islandia, czy Norwegia.

Zauważyłam, że podejście do kolorów jest zdeterminowany przez pochodzenie geograficzne. Pewien Francuz z okolic Marsylii wybrał się kiedyś oglądać fiordy w Norwegii, po czym wrócił opowiadając wszystkim, że było tam tak zielono, że dostał depresji. Natomiast gdy ktoś z takiej na przykład, Polski, sfotografuje takie kalanki, a potem pokaże zdjęcia w domu, wszyscy go posądzą o nadużywanie Photoshopa, bo ich zdaniem takie nasycenie niebieskiego koloru w przyrodzie nie występuje. Ja mogę z ręką na sercu zaświadczyć, że występuje, chociaż też czasami uważałam, że to lekka przesada.

Les Calanques Port Pin

Jest wiele sposobów, żeby zwiedzić kalanki: można się do tego zabrać od strony morza, lub od strony lądu, przy czym na lądzie istnieją opcje zwiedzania poziomego oraz pionowego. We wszystkich przypadkach, jeśli wybierzesz się tam między czerwcem a wrześniem, pamiętaj, że znajdziesz się na terenie parku narodowego składającego się głównie ze skał, słońca i słonej wody. Zabierz solidne buty do chodzenia i dużo wody oraz sprawdź tutaj, czy nie ma zagrożenia pożarowego.

Najbardziej klasycznym sposobem zwiedzania Massif des Calanques, jest po prostu spacer (ewentualnie spacer do najbliższej plaży, ale w tym też jest trochę sportu, bo do większości fajnych plażowych miejsc trzeba dobrych kilkadziesiąt minut spaceru). Między Marsylią i Cassis, francuski system szlaków turystycznych GR, wyznaczył kawałek trasy GR51 (Google Maps), około 20 km. Da się to przejść w jakieś 4-5 godzin, jeśli lubisz omijać malutkie ścieżki, prowadzące do najciekawszych miejsc, w których można sobie posiedzieć, pluskając nogami w turkusowej wodzie i robiąc zdjęcia.

Les Calanques En Vau

Jeśli jednak masz więcej czasu, to radziłabym Ci najpierw pochodzić po kalankach w okolicach Marsylii. Można zacząć od calanque de Callelongue w Les Goudes, lub Sormiou. Można do nich dojechać zwykłym, miejskim autobusem, gdyż calanque de Sugiton znajduje się jedynie o kwadrans od kampusu uniwersyteckiego. Tak tak. Banda szczęściarzy mieszka sobie i studiuje właśnie tam. Drogi czytelniku, jeśli szukasz pomysłu na życie i jesteś w takim wieku, że jeszcze dobrze się zapowiadasz, zrób mi przyjemność i poważnie rozważ opcję studiowania np. oceanologii, sztuk pięknych, czy fizyki właśnie tam. Możesz nawet zostać inżynierem. Gdy trafiłam tam pierwszy raz, pomyślałam, że jestem skończoną idiotką wybierając studia gdziekolwiek indziej. Szczerze mówiąc, to nadal tak uważam. Co tu dużo mówić, uciekałam do Sugiton przy każdej okazji, gdy na przykład w Marsylii strajkowali śmieciarze. Albo gdy strajkowali studenci mojej uczelni – tak tak, jest taki kraj, w którym strajkują studenci, blokując uczelnię i grożąc, że się nie będą uczyli.

Les Calanques Sugiton

Gdy kalanki w Marsylii masz już obejrzane i myślisz, że nic lepszego już  też pojechać do Cassis i wybrać się na wycieczkę po Port-Miou (naturalna, lazurowa przystań dla jachcików), potem do Port Pin (tutaj dojdziesz do wniosku, że jednak warto się wykąpać i że warto mieć ze sobą okulary do patrzenia pod wodą), aż do En-Vau. Można też wypożyczyć kajak, lub wykupić bilet na statek i zobaczyć to wszystko od strony wody.

Les Calanques Port-Miou

Ja mam jednak lepszy pomysł. Jeśli znasz się na wspinaczce – po prostu zabierz ze sobą sprzęt i kompana i przyjeżdżaj. Będziesz miał do dyspozycji jedno z najstarszych miejsc wspinaczkowych we Francji. Dla każdego coś miłego: 3000 dróg wspinaczkowych po wapieniu o doskonałym tarciu i z całym mnóstwem rys, wnęk i filarów. Jeśli jeszcze nie umiesz się wspinać, zobaczysz jak inni to robią, zobaczysz, że docierają do takich miejsc, do których Ty nie umiesz i zaczną Ci po głowie chodzić kosmate myśli. Należy wtedy skontaktować się z dobrym przewodnikiem, na przykład z Pascalem i umówić się na wycieczkę wertykalną. W ciągu takiej wycieczki nie trzeba umieć się wspinać, jedyne, co może stanowić problem to lęk wysokości, bo chodzi się po wąskich półkach skalnych i zjeżdża się po pionowych ścianach. Wszyscy są jednak przywiązani linami, więc jeśli nie przeszkadza Ci duża ilość świeżego powietrza wokół Ciebie i pod Tobą – nie ma obaw, nie spadniesz. Na jednej z takich wycieczek byłam na na Cap Canaille – ponad 300-metrowym, pomarańczowym klifie zaraz za Cassis – razem z grupką dzieci w wieku wczesno-szkolnym i jedyną osobą, która sprawiała problemy był towarzyszący nam 45-latek, który – dziwna sprawa – nie bał się wysokości, mówił wręcz, że skoki na spadochronie są dla niego nudne, za to bał się… wody. Bo wspinając się po kalankach, siłą rzeczy jest się otoczonym wodą, bo w tym właśnie cały urok.

Les Calanques climbing

Les Calanques climbing

Les Calanques climbing

Les Calanques En Vau

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *